Facebook – coraz bliżej masy krytycznej

Media społecznościowe, szczególnie Facebook wprowadził rewolucyjne zmiany w sposobie kontaktowania się ludzi ze sobą. Jego masowość jest dla wielu użytkowników Internetu decydującym argumentem za założeniem sobie tam konta, bo przecież „wszyscy już tam są”, co działa jak efekt kuli śniegowej. Trudno się też opierać faktowi, że ten faktyczny obieg informacji w przestzreni publicznej przeniósł się już jakiś czas temu do mediów społecznościowych. Łatwo to zauważyć, jeśli po dniu spędzonym blisko laptopa albo komórki, uruchomi się wieczorem „Fakty” lub „Wiadomości”. Oglądamy miałkie zestawienie newsów, które w Internecie przewałkowano już na setki sposobów, dodatkowo zestawienie ułożone tendencyjnie, najczęściej polityczne. Nudy kompletne.

Rewolucja w odbiorze treści ze świata to jedno. Czym innym jest spłaszczenie źródeł informacji o użytkowniku, które wymusza aktywne korzystanie z Facebooka i – choć w mniejszym stopniu – Twittera. Na Facebooku trudno jest być wyłącznie dziennikarzem, ojcem, filozofem, przedsiębiorcą, zmęczonym pracą szowinistą. Jesteś tam po części każdą z tych osób. To dobrze. Wymusza to dążenie do pewnej spójności, z jaką postrzegają cię odbiorcy. Po prostu, trudno jest – intensywnie korzystając z Facebooka – utrzymywać wśród swoich zajomych, że twoje życie to tylko praca albo tylko życie rodzinne. Wiele osób postrzega to za słabość lub niebezpieczeństwo mediów społecznościowych. Moim zdaniem – nawet jeśli uznamy to za niebezpieczeństwo – jest to kierunek nieuchronny. Jest oczywiście taka sfera życia, którą należy chronić – przede wszystkim ze względu na swoje zdrowie psychiczne i dobro osób, które mogą sobie niektórych rzeczy nie życzyć – ale moim zdaniem będziemy dalej świadkami spłaszczania się tego właściwego epoce modernizacyjnej podziałowi na życie osobiste i zawodowe.

Wpadki ministra Sikorskiego, któremu zdarzają się często faux pas na Twitterze, czy też dzisiejsza story o sosnowieckim radnym PiS Tomaszu Mędrzaku, który zagalopował się na Facebooku i za to zawieszono go w klubie pokazują, że zachowanie tego podziału jest praktycznie niemożliwe.

„Zarządzanie sobą” w social media jest sprawą niełatwą i nie da się uniknąć wpadek, jak to w realnym świecie. Dodatkowo, jak to ktoś słusznie napisał, natura polskich mediów społecznościowych jest taka, że liczba osób siedzących na tych portalach w stosunku do tych przejawiających jakąkolwiek aktywność jest chyba największa na świecie. Polacy przyjmują nowe rzeczy z nieufnością, jednak po przekroczeniu pewnej masy krytycznej stają się ultranowocześni. Tak było z hipermarketami, tak też będzie – już niedługo z mediami społecznościowymi.

Dodaj komentarz